Karta Brukselska

Pani Prezydent podpisała tzw. Kartę Brukselską, czyli zobowiązanie się do wprowadzania zmian w polityce rowerowej, o których można przeczytać tutaj. Jest to sukces dążeń kilku prężnie działających łódzkich organizacji pozarządowych, ale bynajmniej nie zwieńczenie ich działań, tylko krok na drodze walki o bardziej przyjazne dla rowerzystów miasto. Bo cóż to oznacza dla przeciętnego rowerzysty? Właściwie nic, to tylko deklaracja, wyrażenie dobrej woli. Nie ma żadnych narzędzi, które mogłyby to wyegzekwować. Ma temu zaradzić powołanie tzw. oficera rowerowego (lub pełnomocnika ds. rowerowych), pani prezydent zapowiedziała rozpisanie konkursu na to stanowisko w ciągu paru tygodni. Ów pełnomocnik miałby posiadać urzędowe kompetencje wystarczające do opiniowania/wpływania na projekty dotyczące infrastruktury drogowej.

Zastanawiam się, jak to wydarzenie odbiera większość mieszkańców. Sądzę, że jest to dla przeciętnego łodzianina rzecz bardzo abstrakcyjna, niektórzy komentujący skarżą się, że dba się o interes wąskiej grupy, podczas gdy inne potrzeby nie są zaspokojone. Patrząc okiem laika, z dystansu, wydaje mi się, że podpisanie Karty powinno być tylko jednym z elementów ogólnej spójnej polityki transportowej dla miasta, niekoniecznie powinno być celebrowane PR-owo samo w sobie – owszem, to symbol być może zwiastujący przełom, ale nadal tylko symbol osadzony w rzeczywistości, w której komunikacją w mieście rządzą przedpotopowi urzędnicy ze ZDiT, a ludzie przemieszczający się po mieście czują się bezsilni i olewani. Dla równowagi chciałbym teraz podpisania deklaracji, że komunikacja publiczna będzie w mieście czysta i punktualna, a drogi nie będą dziurawe. Wróć – żadnych deklaracji, wystarczy już tego deklarowania, chciałoby się wreszcie zobaczyć zręby jakiegoś planu i wdrożenia.

Dodaj komentarz