W łódzkiej Wyborczej ukazał się artykuł-list rowerzystki o problemach związanych z jazdą na dwóch kółkach po naszym mieście. Po raz kolejny na plan pierwszy stawia się kierowców aut jako tych najbardziej utrudniających bezpieczne poruszanie się na rowerze. Jako codzienny użytkownik roweru jako transportu miejskiego od z górą dwóch lat, nie podzielam tego zdania. Potrafię przypomnieć sobie zaledwie parę przypadków, kiedy jadący samochód stworzył dla mnie realne zagrożenie. Owszem – prędkość, brawura/zbyt pewni siebie taksówkarze, a przede wszystkim – parkujące, zajmujące skraj jezdni auta – to codzienne utrapienia, ale nie spotkałem się do tej pory z jakąś ewidentną złośliwością czy chamstwem kierowców wobec mnie-poruszającego-się-na-rowerze. Niemniej oczywiście zwężenie jezdni w celu ograniczenia prędkości, wydzielenie z nich pasów rowerowych (również kontrapasów), zniwelowanie krawężników, załatanie dziur (jeżdżę codziennie jedną z najgorszych nawierzchni, ul. Tramwajową, ale tamtejszych kocich łbów w życiu bym nie usunął), no i ciągłość tras rowerowych, by umożliwiały dostanie się z jednej części miasta do drugiej – to podstawa, by jeździło się lepiej i bezpieczniej. Nie należy demonizować, bo w obronie na atak kierowcy wytkną nagminne przewiny rowerzystów (a te widuję równie równie często jak samochodziarzy), a przecież nie o wzajemne okładanie, ino o szacunek i baczenie na drodze chodzi.
Drogi Brajcie,
Ja od prawie roku regularnie jeżdżę Żeromskiego/Politechniki i mam taką obserwację – najgorzej (najniebiezpieczniej – samochody mijają mnie często o włos) jest właśnie tam, gdzie są „szybkie” dwa pasy, czyli np. na Żeromskiego przy szpitalu WAM. Tam gdzie nie ma pasów, np. Żeromskiego na północ o WAM, jest już OK. Roboczy wniosek jest taki, że jeśli są wydzielone pasy, to powinien też być wydzielony dla rowerzystów. Albo wcale:-)
Moim prywatnym testem na bezpieczeństwo jest jazda z dzieckiem w foteliku. Sam jestem przyzwyczajony do podejmowania pewnego ryzyka, ale jak mam pojechać rowerem z dzieckiem do parku, to jednak jadę chodnikami. Po prostu mam na tyle dużo wyobraźni, także jako czynny kierowca z 15-letnim stażem, żeby wiedzieć, że jak się kogoś mija w odległości 15 cm przy prędkości 70km/h, to o wypadek naprawdę nietrudno.
W ogóle nie pakuję się na mini-autostrady śródmiejskie (czyli drogi o wielu pasach ruchu) właśnie z tego powodu, że tam ruch jest szybszy. Kierowcy na szerokiej arterii zawsze będą jeździć śmielej.